czwartek, 15 października 2015

Regeneracja skórzanej kierownicy + gratis

Jak już kiedyś wspominałem, zmieniałem kierownicę na poliftową, bez druciarstwa się nie obeszło bo wieloklin jest inny. Ale ważny jest efekt końcowy. A ten jest bardzo dobry. Tylko że skórzana kierownica też się zużywa. Jak ją kupiłem to nie była idealna. Trochę mnie to wkurzało, ale co ja zrobię. Kolejną kupię ? Nie róbmy jaj.


Siedząc na tronie doznałem olśnienia. Może by zregenerować samemu ? Bo w firmach to biorą tyle że bym sobie 3 używane kupił. Skóra nie popękana. Po rozpoznaniu sytuacji przez fachowca od wszystkiego, czyli mnie, podjąłem decyzję o próbie regeneracji. Na rynku jest sporo środków do pielęgnacji skóry. Ja kupiłem jakiś do kanap i kurtek skórzanych za kilkadziesiąt złotych. Nazwy nie pamiętam, bo nie mam przy sobie. Obrobiłem kierownicę jak do malowania i ponaklejałem taśmy.


Zaaplikowałem gąbką środek i odczekałem 20 minut niech sobie zwiąże. Potem obróbka powierzchni czyli jak po lakierowaniu. Polerka, czyszczenie, odtłuszczenie, woskowanie itp itd. Efekt:


Sporo pracy, ale jak widać opłacało się. Kierownica jak nówka. Za kilkadziesiąt złotych myślę że warto.

W tytule jest GRATIS. O co chodzi ? Chodzi o to że dostałem płytkę z pewnej sesji. Nie zabrakło oczywiście mojego wozu. Myślę że się domyślicie o jaką sesję chodzi ;)


A tutaj prezent od brata:


Gratisując w dalszym ciągu, pokażę z czego zrobiłem sobie kosmetyczkę na mydło i golarkę. Firmowy pokrowiec na olej. Więc jak mydło mi w plecaku się otworzy to mam pewność że nie usyfi mi np. laptopa.


Pod koniec września obchodzę urodziny. Tak się składa, że E34 jest ode mnie starsze o hmmm 3 dni ? Właścicielka tej białej firanki na masce w przedostatnim zdjęciu zrobiła mi niespodziankę jakiej się nie spodziewałem:


A do tego dostałem porządny klucz dynamometryczny. To się nazywa dopiero zaspakajanie męskich potrzeb :)

Nieszczelności - borygo, olej i wydech

Wiadomo że auto nie jest nowe. Czasem coś się zdarzy. Np wąż pomiędzy termostatem a chłodnicą:


Od jakiegoś czasu coś mi kapało na pasek. Nie piszczał ani nic, ale często otwieram maskę i zwracam uwagę na takie szczegóły. Dałem wkońcu po garach, zjechałem na parking i było widać jak sobie tryska spod opaski zaciskowej przy termostacie. Naprawa na szybko - poczekałem aż wystygnie i obciąłem tam gdzie cieknie. Chyba niemieckie inżyniery wzięli pod uwagę możliwość takiej naprawy, bo i węża starczyło i nic nie cieknie.

Drążąc dalej wycieki. Olej. Myślałem że mi pierścienie trochę popuszczają i sobie siorbie, bo od wymiany, tzn ponad 5k km temu, musiałem dolać już chyba z 8 setek. Niby się w normie mieści, ale wcześniej tak nie było. Więc co. Na kanał do sąsiada i patrzymy. I guwno z kanału wypatrzyłem. Wsadziłem telefon z odpaloną kamerą od góry. I się zdziwiłem skąd cieknie.


Głównym podejrzanym była uszczelka dekla, ew. źle dokręcona głowica. Ale to ani to ani tamto. Poprostu cieknie przez osłonę rozrządu. Więc klucz oczkowy w rękę i leciem. Dwie widoczne na zdjęciu śruby mogłem dokręcić o pół obrotu. Czyżby same się luzowały tak jak pompa oleju w M60 ? Nie wiadomo, nie słyszałem o innych przypadkach tego typu. Ale kij, dokręciłem, wyczyszczę jak będę w domu i sprawdzę czy dalej tam kapie. Przy okazji sprawdzę dokręcenie pozostałych śrub.

Byłem na kanale jak już wspomniałem. Ale nie w celu szukania wycieków. To był cel "secondary". "Primary" było charczenie wydechu przy mocniejszym przyspieszaniu. Tutaj moja intuicja się nie myliła. Byłem przekonany że jest rozszczelnienie przy łączniku elastycznym.


Zalałem więc całość swoim pseudo migomatem. Nastąpiła cisza.


Przejrzałem wydech dalej i jest nie najlepiej. Na wiosnę się pobawię w wymianę kilku rurek. Rury wspawane w miejsce katalizatorów są już tak skorodowane, że dotknięcie drutem spawalniczym spowodowało dziurę o wymiarach 5 na 5 mm, a przy próbie zalania jej się powiększyła dwukrotnie. Ale jakoś się udało. Do wiosny powinno wytrzymać.

Z moich ostatnich spawalniczych osiągnięć - nie pamiętam czy się pochwaliłem podnośnikiem jaki sobie kupiłem. Żaba hydrauliczna za 80 zł na allegro, razem z walizką. Taki niebieski, 2 tonowy, sprzedawcy nie będę podawał. Jak próbowałem podnieść samochód to się powyginał i musiałem go młotkiem prostować. I tak sobie leżał od lipca. Potrzeba matką wynalazku, jakoś koła trzeba w samochodzie zmienić. Więc trochę ten chiński szajs wzmocniłem:


Teraz nawet nie piśnie przy podnoszeniu. Wali do samej góry. Bezpiecznie mogę sobie podnosić, bez obaw że zleci.

Poprawki lakiernicze

Dawno nie pisałem, a robota idzie cały czas. Zawsze to jakoś łatwiej mi było odpalić WoT'a niż coś tu wyskrobać, ale wkońcu się mobilizuję bo już powoli zapominam co robiłem. 

Otóż pomyślałem sobie że sam porobię zaprawki. Do zrobienia były burchelki rdzy na prawym błotniku, wgniecenie na lewym i wgniecenie pod klapą bagażnika. Najpierw materiały:
- 100 ml bazy - 25 zł
- 100 ml bezbarwnego - coś koło 10 zł
- szpachla wykańczająca - też coś koło 10 zł
- szpachla z włóknem szklanym - 15 zł
- podkład w spray'u - 20 zł

Resztę - czyli jakieś rozpuszczalniki, papierki, taśmy miałem. Nie będę uczył jak lakierować, bo sam tego dobrze nie umiem. Ale dam kilka wytycznych jakby ktoś się na to zdecydował.
- nie malować części elementu tylko cały;
- szpachli nie żałować;
- lepiej nie malować na zewnątrz;
- lepiej kilka cieńszych warstw bezbarwnego niż jedną grubą.
Ja się zdecydowałem malować elementy nie w całości, i teraz będę musiał polerować. Tylko znajdę na to czas. Malowałem też na zewnątrz, to robale mi się poprzyklejały. Polerka powinna sobie z nimi poradzić.

Jak widać burchelki okazały się dziurami na wylot. Dokładnie wyczyściłem dremelkiem.

Od strony wewnętrznej wylądowała szpachla z włóknem szklanym. Rdzę pokryłem reaktywnym Novol'em. Na powierzchnię oczywiście szpachla wykańczająca.

Tutaj już pokryte podkładem i znatowione papierkiem 500. Na próbę sprawdziłem co się stanie jak potrę papierem 2500 - powierzchnia prawie jak lustro. Więc raczej się nim nie zmatowi.

Druga strona. Było wgniecenie, bo Majster kiedyś w bramę nie trafił i delikatnie obtarł. Po 4 latach rdza się nie pojawiła, ale profilaktycznie maznąłem Novol'em. Na to kupa szpachli.

Tutaj już po malowaniu. Kolor dobrany idealnie, mimo że baba w sklepie na oko to robiła. Ale jak to się mówi kobieta zna więcej kolorów. 

Z tyłu też jakieś burchelki były, więc dremel w dłoń i naprzód. Następnie szpachla i malowanko. Ładnie wyszło.

Tak mi się te malowanie spodobało, że pomyślałem żeby odmalować cały wóz. Baza a na to bezbarwny. Tylko pierw sprawdzę czy to co położyłem nie odpadnie po zimie. Jeśli nie, to będę myślał o malowaniu całości. Podliczając koszty materiałów, w 5 stówkach powinno się zmieścić. Takie mniej więcej zestawienie:
- 1 l bazy;
- 1,5 l bezbarwnego;
- 5 kilo gazetek ;
- kilogram pasty 3G;
- taśmy lakiernicze;
- ryza papieru 500.
A do tego jakieś zamknięte pomieszczenie. Najlepiej z prądem. Więcej do szczęścia nie potrzebuję.